czwartek, 28 listopada 2013

Agent Tomek: zwerbować miłość i oszwabić

Od kogo dostał polecenie agent Tomek, aby zwerbować Kasię Sztylc?


Od Mariusza Kamińskiego, od Jarosława Kaczyńskiego? W każdym razie po stłuczce luksusowego samochodu (porsche cayenne warte setki tysięcy zł) w centrum Warszawy, pytania są zasadne.


Czy agent Tomek oszwabił państwo na gruby szmal, czy oszwabił blondynkę Kasię?


I czy recytuje jej strofy Asnyka?


Kicz melodramatyczny Love & PiS, jaki może przytrafić się tylko w tej partii.


Szczerbaty romans i do tego szwabski (tak jak szwabskość pojmują ci ludzie bez grosza rozumu, za to świetnie rżnący państwo na grube miliony).


Link – zdjęcia z blondynką.

niedziela, 17 listopada 2013

Po katolickim kongresie pozostał zapach siarki

PiS-owcy zorganizowali kongres katolików „Stop ateizacji” w bydgoskiej bazylice, bo widocznie doszli do wniosku, że tam jest największe zagrożenie ateizmem. Siedzieli przed ołtarzem i puszczali takie wiązanki kalumnii, iż dziwię się, że do świątyni nie wpadł żaden grom z jasnego nieba. Może dlatego nie wpadł, bo niebo jest tej jesieni zachmurzone i nikt w niebiesiech tych bredni nie słyszał. Oszołomstwem pisowscy i kler mogliby obdzielić niejedną imprezę w zakładach zamkniętych bez klamek.
Na imprezie pacjentów byli posłowie PiS Anna Sobecka reprezentująca o. Rydzyka, Bartosz Kownacki cieszący się niedawno płonącą tęczą na placu Zbawiciela 11. listopada, Łukasz Zbonikowski (ten nie wiem, czym się u Kaczyńskiego zasłużył), a także osławiony ks. Dariusz Oko oraz tubylczy bp Wiesław Mehring.
Zacne grono dokonało takich wiekopomnych odkryć intelektualnych, że muszą być one zapisane złotymi zgłoskami w kominie w Tworkach. A że byli na imprezie dziennikarze z „Naszego Dziennika”, więc niechybnie przebiorą się za kominiarzy i podzielą się odkryciami tego towarzystwa nie tylko na łamach organu Rydzyka.
Odkrycia na miarę przewrotu kopernikańskiego można podzielić na następujące grupy:
1. Gender jest nazizmem, stalinizmem, maoizmem;
2. najwięksi zbrodniarze to ateiści;
3. gej to pedofil;
4. PO to partia oszustów,
5. a Janusz Palikot płynie w rynsztoku.
Prawda, jakie to odkrywcze? Powyższe myśli zostały pogłębione przez inne jeszcze odkrycia: geje nie dość, że są pedofilami, to najczęściej są zarażeni HIV (odkrycie ks. Oko), PO godzi w Kościół i polskość, a gender doprowadzi do największych zbrodni w dziejach świata, jak faszyzm, komunizm i marksizm.
Kongresowi przysłuchiwała się zacna publiczność wiernych owieczek w postaci babć i dziadków. Kiwali trzęsącymi się głowami, przystawiali trąbki do uszów tudzież sapali przez sztuczne szczęki. Na szczęście grom z jasnego nieba nie pieprznął w pacjentów, bo niebo jest odporne na podobne brednie, po prostu zaszło chmurami i pokazało gdzie ma chorobę polskiego Kościoła.
A ma głęboko w czterech literach Belzebubów i Lucyferów. Po kongresie został tylko zapach siarki i swąd bezrozumu.

sobota, 16 listopada 2013

Faszystowska Polska idzie, albo władza ją pogoni, albo oni ją i nas


Czy Polska (III RP) już jest, jak Republika Weimarska, z której narodziły się hitlerowskie Niemcy? Takie pytanie należy zadawać, bo państwo zawodzi. Ministrowie wzruszają ramionami – nic się nie stało.

Operetkowy tzw. Marsz Niepodległości przeszedł sobie ulicami Warszawy (choć rozwiązany), to więcej dokonał spustoszeń niż monachijski pucz pajaca z wąsami.

Czy czeka nas jakaś Noc Kryształowa, którą następnie zainicjował w Niemczech pajac z wąsami?

Przyglądnijmy, co się stało. Tęcza spalona, bezdomni ze squatów pogonieni i Ruskom obrzucili ambasadę racami i koktajlami Mołotowa. Mało? To więcej zrobiono niż hajlująca młodzież pajaca z wąsami w Monachium.

A potem była Kryształowa Noc. Co – Żydów u nas nie ma? Dzisiaj Żydami są „pedały”, „lewaki”, „czarnuchy”. Przecież krzyczą o tym na ulicach, noszą to na transparentach, sprayem wypisują na murach.

Sytuacja jest poważna. Jeżeli nie zgniecie się w zarodku tej hydry, to któregoś dnia obudzimy się, a krajem będzie rządził rodzimy pajac z wąsami.

Jakkolwiek ten pajac będzie się nazywał – Zawisza, Kaczyński, Macierewicz.

Weimar sobie nie poradził, a dlaczego my mamy sobie poradzić, zwłaszcza, że sobie nie radzimy do tej pory. Coraz silniejsze to tałatajstwo.

Stają się groźni, zagrażają polskiemu bytowi państwowemu. A władza drży i pieprzy, że nic się nie stało. Wicenaczelny „Wyborczej” Jarosław Kurski przestrzega:

W Polsce wyrosła skrajna prawica, siła poważna i groźna. Są dobrze zorganizowani. Potrafią zmobilizować do przyjazdu do stolicy kilkadziesiąt tysięcy żarliwych demonstrantów. Co ważne – młodych! Mają swój network, media oraz idoli – też operetkowych. W demokratycznym i gnuśnym świecie konsumpcji oferują powabną ideologię wielkiej Polski, dla której warto żyć, walczyć i ginąć. To ich doświadczenie generacyjne, wspólnota, w której czują się lepsi od „pedałów”, „lewaków”, „czarnuchów”. To ich rewolucja narodowa.

To idzie faszystowska Polska, władza musi to rozgonić, bo inaczej ich pogonią, a potem nas.

środa, 13 listopada 2013

Czekając na zabójstwo – kto z nas padnie trupem pod ciosami katolików, patriotów, endeków?

Cytat z nieśmiertelnych „Kwiatów polskich” Juliana Tuwima. Jakże on pasuje do tego, co działo się podczas tzw. Marszu Niepodległości. Kibole, nacjonaliści, „kwiat polskiego barachła” spalili Tęczę na placu Zbawiciela, obrzucili płonącymi racami i koktajlami Mołotowa ambasadę Rosji, ale przede wszystkim uderzyli na ludzi w skłotach.

Prędzej, czy później skończy się to zabójstwem ludzi. To przerabiają inne kraje, a polska policja się przyglądała. Władze reagują, jakby się bały tych „katolickich” drani.

Przestaną być draniami, gdy zabiją, będą zabójcami. To wydaje się być nieuchronne, jeżeli służby chroniące naród nie chwycą ich za twarz.

W tym roku policja oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zastosowały wobec narodowców taktykę strusia. Minister Sienkiewicz uznał, że można oddać kontrolę nad sytuacją organizatorom marszu oraz ich bojówce tzw. Straży Niepodległości. Bojówkarze mogli więc spokojnie odłączyć się od marszu i wybijać szyby w skłocie Przychodnia. Socjolożka Anna Zawadzka w rozmowie w radio TOK FM zauważyła, że napad na Przychodnię niewiele się różnił od międzywojennych pogromów organizowanych przez ONR i MW. Widać największym wyczynem dla młodych nacjonalistów jest pobicie „lewaka”, wybicie szyby w cudzym domu, atak na ambasadę, podpalenie Tęczy na placu Zbawiciela oraz sterroryzowanie okolicznych mieszkańców. To wszystko działo się pod czujnym okiem warszawskich policjantów, którzy stali na rogu ulicy 50 metrów od Przychodni. Pałkarze narodowców byli doskonale wyposażeni w koktaile Mołotowa, kije, młotki, race i kominiarki. Tylko policja i minister Sienkiewicz „nie wiedzieli”, że atak zostanie skierowany na Przychodnię i „nie mogli interweniować”, by nie prowokować narodowców

- pisze „Czekając na zabójstwo” Sergio de Arana, badacz rynku i autor audycji w TOK FM.

Zachęt ze strony polityków i publicystów prawicy  jest wiele, jak choćby to – pożal się boże – posła PiS (z wykształcenia adwokat) Bartosza Kownackiego:

Płonie pedalska tęcza na Placu Zbawiciela. Ciekawe ile jeszcze kasy wyda bufetowa na jej renowacje zanim zdecyduje się ją usunąć.

Władze czekają na zabójstwo. Pytanie: kto z nas padnie trupem pod ciosami „katolików”, endeków, „patriotów”. Kto?


Źródło: rimbaud.blog.pl

niedziela, 13 października 2013

Gówniarze Karnowscy błotem w Tomasza Lisa


Prawica mianowała Tomasza Lisa na Goebbelsa, który stoi na czele krucjaty przeciw pedofilii w Kościele.
Chłopaki z "wSieci" tak się nadymały, że Lisa umieściły na okładce najnowszego numeru oraz wysmarowały "List dziennikarzy do dziennikarzy", aby bronić Kościoła, a konkretnie bronić pedofilii (tak im się podobają klechy gwałcące dzieci):
Pojedyncze przypadki przestępstw seksualnych, które mogły zdarzyć się w Kościele, godne jednoznacznego potępienia i przez Kościół także wielokrotnie potępione, powinny zostać wyjaśnione i surowo ukarane. W naszej ocenie nie upoważniają one jednak do „polowania na czarownice”. A z takim właśnie zjawiskiem mamy dziś do czynienia; zarzut pedofilii rozciąga się na cały Kościół i na wszystkich księży, dążąc do wdrukowania w świadomość społeczną zbitki „ksiądz=pedofil”.
Dziennikarskie zaprzaństwo typu Karnowskich osiąga brud moralny godny kołtuna. I Lisa mianowali na przywódcę walki z Ciemnogrodem.
Reakcja Twittera była natychmiastowa. Jarosław Kuźniar (TVN24):
Jeden z braci Karnowskich oddał swój znoszony mundur, różaniec i tubkę keczupu Tomaszowi Lisowi, żeby zrobić dobrą okładkę. Wyszła szmira.
Nawet Rafał Ziemkiewicz zdystansował się, nie był pewien, czy jest prawdziwa:
A ta okładka WSieci to aby nie fejk?
Roman Imielski z "Gazety Wyborczej" zauważył, jak na fachowca przystało:
Pomijam kwestię poziomu, ale Lis w wSieci ma na sobie mundur SS, a nie Goebbelsa.
Piotr Sokołowski z "Liberte" nie zostawił na Karnowskich suchej nitki:
 "W Sieci" broni pedofilów. Gratulacje, wiecie, jak zjednać sobie ludzi.
No i mój internetowy kolega, Azrael Kubacki:
Pewien wysoki, dowcipny mecenas, na G., już spokojnie zaciera ręce w sprawie reprezentowania T. Lisa vs Karnowscy za chamską, prymitywną okładkę...
G. - to oczywiście Giertych.
Pointa? Gówniane pismo zdobyło się na gówniany dowcip. Gówniarze.
Blog: http://nadblog-2.blog.onet.pl/

wtorek, 23 lipca 2013

PSL i Piechociński - garby koalicji rządowej: fora ze dwora, krowy pasać

PSL staje się coraz trudniejszym do udźwignięcia garbem koalicji rządowej. Donald Tusk nie jest w stanie przeprowadzić przez Sejm ważnych ustaw. Coraz częściej w mediach Janusz Piechociński staje się tak napastliwy w stosunku do premiera i PO, iż rządzenie przychodzi z wielkim trudem.

Garbaty Piechociński mówi o tym w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej":
Martwi mnie, że Donald Tusk, jako szef rządu, nie panuje nad swoją partią. Martwi, że premier nie znalazł poparcia całej swojej formacji dla projektu rządowego. To oznacza, że kolejne głosowania rządowe mogą być też zagrożone. Premier traci większość koalicyjną w szeregach własnej partii dla przeprowadzania projektów rządowych. Jako koalicjant PSL działa bez zarzutu. Premier ma problem we własnej partii. Nie byłbym zaskoczony, gdyby teraz wielkie emocje towarzyszyły głosowaniom nad projektem budżetu.

Nawet garbus straszy, iż będzie wybierał koalicjanta. Oczywiście, to jest straszenie PiS-em.
Po przyszłych wyborach parlamentarnych, to PSL będzie wybierał koalicjanta, a nie PSL będzie wybierany do koalicji. Mocne PSL to gwarancja na stabilną , przewidywalną i skuteczną politykę.

Piechociński mówi w tym wywiadzie, jak naćpany. W tym samym numerze "Rzeczpospolitej" Andrzej Stankiewicz analizuje postawę prezesa PSL.
W PSL panuje rozgoryczenie po tzw. czarnym piątku. Niespełna dwa tygodnie temu, w piątek 12 lipca, Platforma trzykrotnie zagłosowała przeciwko PSL w ważnych dla ludowców kwestiach: uznania rzezi wołyńskiej za ludobójstwo, przywrócenia małych sądów powiatowych oraz w sprawie zniesienia zakazu uboju rytualnego. To powszechny pogląd wśród naszych rozmówców: Piechociński pręży muskuły, żeby odwrócić uwagę od kłopotów we własnej partii.

Nie wyjaśnia to jednak wszystkiego. "Rzeczpospolita" poświęciła koalicji rządowej gros numeru. Jest i komentarz do tego, co mówi naćpany Piechociński. Niejaki Tomasz Krzyżak pisze o nożu wbijanym przez Piechocińskiego w plecy Tuska.
Piechociński nie ma powodów do zadowolenia. Musi pokazać członkom swojej partii, że nie pozwoli, aby Donald Tusk poczynał sobie z nim jak z uczniakiem. Stąd nie powinien dziwić nóż, który wicepremier właśnie wbija w plecy premiera, publicznie go krytykując. Walczy o przetrwanie.

Z punktu widzenia rządzenia nie ma znaczenia, jaka jest sytuacja Piechocińskiego w PSL. Tusk musi się rozglądać za kimś zupełnie innym, kto byłby odpowiedzialny za kraj, a nie za własne garby i partię.

Premier winien w końcu powiedzieć: dość, fora z rządowego dwora.
Krowy pasać.
Z blogu: Kleo - kleofas.blog.pl

poniedziałek, 22 lipca 2013

Kabaret Mały Ka-Zio (Ka-czyński i Zio-bro) przedstawia


Kabaret Mały Ka-Zio (Ka-czyński i Zio-bro) codziennie daje przedstawienia. To najdroższy kabaret na świecie. Utrzymanie Jarosława Kaczyńskiego jest droższe niż wydatki najbogatszego Polaka, Jana Kulczyka. Np. ochrona prezesa PiS rocznie państwo kosztuje przeszło 1 mln zł. Z kolei Zbigniew Ziobro za kadencję w Brukseli bierze ok. 2 mln zł.

Mały Ka-Zio daje jednak spektakle; przynajmniej czymś się odwdzięcza.

W ostatni weekend Kurdupel Ka był na Podkarpaciu i zaapelował do drugiego Kurdupla Zio (cytaty kabaretu za: wPolityce.pl):
Wróć synu, wróć, ojciec czeka
- mówił prezes PiS, zwracając się do Zbigniewa Ziobry.

Publiczności zaś tłumaczył:
Mógłby być moim synem, jakbym się pospieszył to dałbym radę
- no, ciekawe. A czym by Ka zrobił Zio? Trzeba coś mieć w rozporku.

Ka podzielił się jednak zwątpieniem:
Nie wszyscy synowie chcą wracać i ten syn nie chce wrócić
- Ka nie wierzy w syna Zio? Ki diabeł?

Musimy cierpliwie poczekać, co Zio odpowie Ka.

Z blogu: Dla Ryszarda Wolnego

sobota, 13 lipca 2013

Hipokryzja katolicka w stosunku do Radwańskiej


Agnieszka Radwańska po sesji zdjęciowej w negliżu dla magazynu ESPN została wyrzucona z grona katolików i patriotów. Już jej nie lubią. Hipokryzja katolicka jest niebotyczna. Katolicy dzieci robią w kapuście, bo tam je przynosi bocian - a do tego mają zamknięte oczy.



Niech oglądają rozebraną Radwańska, mając zamknięte oczy. Ocaleje im przynajmniej dusza (animula blandula). Sesja zdjęciowa tenisistki była niewinna, takie soft dla ubogich. W porównaniu z Radwańską freski z Kaplicy Sykstyńskiej Michała Anioła (kaplica papieska w Pałacu Watykańskim) to hard porno.

Na nic zdają się argumenty broniących Radwańskiej, iż “takimi właśnie nas Bóg stworzył” oraz że Adam i Ewa w raju byli nadzy. XV wieczny malarz francuski Jean Fouquet, nadworny artysta katolickich królów Karola VII i Ludwika XI miał więcej jaj, niż polscy katolicy, Marię Dziewicę przedstawił z obnażoną piersią, przy której cyce dzisiejszych gwiazd wysiadają.

czwartek, 11 lipca 2013

Pokłosie incydentów narodowców: pobicie socjologa



We Wrocławiu doszło do aktu przemocy, który jest pokłosiem incydentu podczas wykładu Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim, a dopuścili się go narodowcy z NOP i kibole Śląska.

Dostali placet od polityków prawicy, także PiS, oraz publicystów typu Ziemkiewicz (publicysta "Do Rzeczy" dla Fronda.pl - 24.06.2013: - Przyznać natomiast trzeba, że Bauman jest postacią – delikatnie mówiąc – taką, której należy wypominać jej przeszłość), którzy tego rodzaju zdarzenia usprawiedliwiają i ignorują.

Socjolog i kurator Muzeum Współczesnego Wrocław, Bartłomiej Lis, został zaatakowany w nocy z soboty na niedzielę przez bandytów, gdy z przyjaciółmi stał na przystanku. Próbował uciekać, lecz ma twardnienie rozsiane i nie jest na tyle sprawny, aby skutecznie się salwować. Bandyci tłukli go pięściami po twarzy, przy tym używając słowa "pedał". Po pobiciu odeszli skandowali "Hej, Śląsk".

Socjolog wyszedł ze szpitala, ma opuchniętą twarz, lecz nie chce się chować, nie chce się bać. Wszak kibolom, endekom, narodowcom, właśnie o to chodzi, aby wzbudzać bojaźń, aby inni się ich bali. Nie wychylali się. To jest pierwsze pokłosie incydentów zainicjowanych przez narodowców, którzy dostali przyzwolenie, a tak naprawdę sygnał, że mogą dokonywać burd w imię "wolności manifestowania" i wyrażania "zdecydowanej postawy".

Taka "debata" publiczna zaczyna krwawić, jest obijana po twarzy.

Źródło: Kolaps

niedziela, 16 czerwca 2013

Biografia Lecha Kaczyńskiego







No to od poniedziałku się zacznie pisowskie fajdanie. 17.06. premiera biografii Lecha Kaczyńskiego. Na premierze w klubie przy Brackiej będą w roli gości specjalnych Jarosław Kaczyński i Marta Kaczyńska. Można sobie wyobrazić, jakie zniosą jaja. Nie znam książki, więc guzik mogę powiedzieć.

Na prawicowych portalach już rozpoczęła się celebra w związku z "prezydentem tysiąclecia". Z portalu wPolityce.pl publikuję wywiad z jednym z autorów biografii Adamem Chmieleckim, w którym jest wszystko, z czym w następnych dniach się spotkamy.

Same ochy i achy.

wPolityce.pl: W czasie pracy nad książką dotarli Panowie do wielu nieznanych wcześniej materiałów?
Adam Chmielecki: Myślę, że napisana przez nas książka zaskoczy publiczność. Zaskoczyła zresztą nas samych, jej autorów. Tym, co uderzyło mnie osobiście, był fakt, iż biografia Lecha Kaczyńskiego okazała się de facto biografią polityczną Polski po roku 1989. Postać śp. Prezydenta przewija się we wszystkich najważniejszych wydarzeniach i punktach zwrotnych historii politycznej III RP. Drugim punktem, który być może będzie stanowił zaskoczenie dla odbiorców, jest zderzenie kreowanego przez media wizerunku Lecha Kaczyńskiego z rzeczywistością. Ta rozbieżność jest efektem funkcjonowania przemysłu pogardy, którego autorzy niszczyli wizerunek śp. Prezydenta. Najłagodniejszą formą deprecjonowania Lecha Kaczyńskiego były usilne próby przeciwstawiania go jego bratu i sugerowanie, iż prezydent był w gruncie rzeczy całkowicie podporządkowany swojemu bratu, a jego samodzielna aktywność polityczna była jedynie wynikiem realizowania wytycznych Jarosława Kaczyńskiego.
Państwa książka udowadnia, że były to fałszywe tezy?
- Droga polityczna Lecha i Jarosława Kaczyńskich – z racji zarówno ich pokrewieństwa, jak i wyznawanej wspólnoty wartości, była w dużej mierze podobna, ale w wielu jednak punktach się różniła. Dowody zostały zaprezentowane w naszej książce. Istniały obszary, w których Lech i Jarosław Kaczyńscy działali od siebie niezależnie.
Dotarli Panowie do archiwum rodzinnego śp. Prezydenta. W książce znajdziemy materiały prezentujące pierwsze lata życia Lecha Kaczyńskiego?
- Tak, dużym atutem naszej książki jest jej szeroka baza źródłowa. Dzięki temu, że autorów było czterech, mogliśmy rozdzielić pracę miedzy siebie i zebrać naprawdę bogaty materiał. Przeprowadziliśmy kwerendę w archiwach Uniwersytetu Gdańskiego, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, dotarliśmy także do archiwum Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.Przypomnijmy, że rola śp. Pana Prezydenta w „Solidarności” bardzo często bywała podważana. Nasza książka udowadnia, że tego rodzaju zarzuty są zupełnie bezpodstawne i noszą znamiona stosowania zwyczajnej propagandy, niemającej nic wspólnego z prezentacją ustaleń opartych na materiałach źródłowych. Dużą część zgromadzonego przez nas materiału stanowią źródła prywatne – tu należą się ogromne podziękowania panu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i pani Marcie Kaczyńskiej. Otrzymaliśmy od nich bardzo dużą pomoc. Wielką wdzięczność jesteśmy także winni – niestety już pośmiertnie – śp. pani Marii Kaczyńskiej. Była ona bardzo świadomą osobą i na bieżąco archiwizowała działalność polityczną i społeczną męża. Zbierała wycinki prasowe, nagrywała na wideo występy pana Prezydenta w telewizji. Dzięki uprzejmości pana Jarosława Kaczyńskiego mogliśmy z tych materiałów skorzystać, co oczywiście bardzo ułatwiło nam pracę.
Jaki obraz śp. Prezydenta wyłania się z Państwa książki?
Mówiąc najkrócej: Lech Kaczyński był pragmatykiem wiernym wartościom.Tylko pozornie jest to sprzeczność. W polityce można na ogół zaobserwować dwie skrajne postawy – pierwszą grupę stanowią osoby skrajnie nasycone ideologią –tacy ludzie mogą jedynie służyć jako wyznacznik wartości, emanacja pewnej postawy, nigdy jednak nie mają szansy na realne sprawowanie władzy. Na drugim biegunie znajdują się cynicy oraz ci, którzy nawet jeśli mają jakiekolwiek poglądy, dopasowują je do zmieniających się okoliczności – po to, aby za wszelką cenę utrzymać się przy władzy. Lech Kaczyński natomiast miał swoje zasady, nigdy się ich nie wyrzekł i ich nie zdradził, natomiast pewien pragmatyzm i umiejętność realizowania strategii politycznej umożliwiał mu działanie i wcielanie w życie swoich ideałów. Ta umiejętność stanowi wyznacznik jego wielkości. Jest to cecha charakteryzująca wybitnych polityków.
Najkrótsze podsumowanie kanonu wyznawanych przez Prezydenta wartości?
- Był to kanon wartości „Solidarności”.
Jakim człowiekiem był Prezydent w życiu prywatnym?
- Także w życiu prywatnym był człowiekiem „Solidarności”. Lech Kaczyński był człowiekiem bardzo spójnym wewnętrznie. Ideałom, które wyznawał w życiu publicznym, był wierny także w życiu osobistym. Najlepszym tego przykład stanowi stosunek śp. Prezydenta do Małżonki – było to bardzo kochające, ciepło odnoszące się do siebie, dobrze rozumiejące się małżeństwo. Z dokumentów i relacji, do których dotarliśmy wynika, że Lech Kaczyński był także bardzo dobrym i wyrozumiałym pracodawcą. Mówią o tym zarówno relacje jego podwładnych z okresu sprawowania przez Lecha Kaczyńskiego funkcji wiceprzewodniczącego Komisji Krajowej „Solidarności”, a także z czasu, kiedy był on prezesem NIK. Śp. Prezydent był szefem bardzo wymagającym, ale także wyrozumiałym, dbającym – jako człowiek „Solidarności” – o godność człowieka i o dobrą atmosferę w pracy. Świadczą o tym bardzo liczne zebrane przez nas relacje podwładnych pana Prezydenta. Zamieściliśmy je w naszej książce.
Rozmawiali Panowie także w politycznymi przeciwnikami Lecha Kaczyńskiego?
- Tak, prosiliśmy o wypowiedzi także osoby, które obecnie nie należą do obozu politycznego identyfikującego się z dziedzictwem śp. Prezydenta. Nie napisaliśmy hagiografii, ale prawdziwą biografię. Obraz Prezydenta jest jednak spójny, niezależnie od tego, w którym obozie politycznym znajdowali się nasi rozmówcy. Także ci, którzy nie mają obecnie żadnego interesu politycznego w kształtowaniu pozytywnego wizerunku śp. Prezydenta, podkreślali jego skuteczność, uczciwość i prawość. To najlepiej świadczy o jego wielkości. Lech Kaczyński był wybitnym politykiem i po prostu dobrym człowiekiem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Żurek

Fragmenty biografii publikuje także portal wPolityce.pl:

"Lech Kaczyński - biografia polityczna", jej autorami są Sławomir Cenckiewicz (ur. 1971 r.) — historyk i publicysta, Adam Chmielecki (ur. 1981 r.) — politolog, dziennikarz i publicysta, Janusz Kowalski (ur. 1978 r.) — prawnik, publicysta oraz Anna Karolina Piekarska (ur. 1977 r.) — historyk, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej.

Lecha Kaczyńskiego droga do NATO


Bronisław Komorowski, Janusz Onyszkiewicz, Krzysztof Skubiszewski, Mieczysław Wachowski, Lech Wałęsa – większość najważniejszych polityków z początku lat 90. strategiczne analizy Lecha Kaczyńskiego o integracji Polski z NATO uznawały za „antyrosyjskie prowokacje” i „bajania”.
Jako minister stanu Lech Kaczyński poznawał kulisy polityki międzynarodowej, odbył pierwsze spotkania polityczne na poziomie państwowym, spotykał się z dyplomatami i wojskowymi innych państw. Była to dla niego okazja do wewnątrzkrajowego lobbowania za pronatowską opcją:
Starałem się propagować ideę przystąpienia Polski do NATO. Jeździłem po dowództwach okręgów i próbowałem przekonywać do tego oficerów. Gdzieniegdzie spotykało się to z bardzo silnym oporem, bo były konkurujące koncepcje, np. koncepcja zbrojnej neutralności. Nie miałem, niestety, sojusznika w ówczesnym ministrze spraw zagranicznych. Rozmawiałem też o wejściu do NATO z Amerykanami, w szczególności z cywilnego wywiadu.
Podobnie wskazywał w innym miejscu:
Potrzebna była nowa doktryna obronna, stara zakładała udział w Układzie Warszawskim, i jasne powiedzenie, że zmierzamy do NATO. Potrzebne były zmiany organizacyjne, kadrowe i mentalne.
Wspomniany przez Kaczyńskiego minister spraw zagranicznych to Krzysztof Skubiszewski, w przeszłości związany współpracą z SB. Nie potrafi ł on przedstawić jasnej deklaracji Polski o zainteresowaniu członkostwem w NATO „ze względu na równowagę w regionie, w którym jesteśmy”. W myśl tej szkodliwej idei opowiadał się za oparciem bezpieczeństwa państwa na systemie Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, a w grudniu 1990 r. oświadczył, że „żadne członkostwo Polski w NATO nie wchodzi w rachubę”.
W podobnym tonie Skubiszewski wypowiadał się kilka tygodni później podczas przemówienia wygłoszonego w prestiżowym Królewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych w Londynie. Z racji miejsca i audytorium to wystąpienie ówczesnego ministra spraw zagranicznych III RP można uznać niemalże za „programowe”. Skubiszewski oświadczył w Londynie m.in., że „nie należy czynić niczego, co mogłoby wywołać poczucie zagrożenia lub podejrzenia ze strony Związku Radzieckiego. Jest to delikatna sprawa”. Dodał, że „KBWE, NATO i nowe porozumienia o współpracy w Europie Środkowowschodniej, łącznie z ZSRR, winny razem dążyć do denacjonalizacji bezpieczeństwa i czynić zeń wspólną sprawę”.
Z relacji Lecha Kaczyńskiego o jego staraniach na rzecz upowszechnienia proatlantyckiego stanowiska na polskiej scenie politycznej wyłania się obraz polityka będącego niewątpliwie w zdecydowanej mniejszości:
Ale wtedy to było wołanie na puszczy. Pamiętam z tego czasu dwie charakterystyczne rozmowy. [...] Pierwszą z Bronisławem Komorowskim, który opowiadał mi bajki o biedzie dowódców okręgów, którzy mają powycierane ze starości kołnierzyki mundurów [...]. Szybko zorientowałem się, że to bzdura. A Janusz Onyszkiewicz z charakterystyczną pewnością siebie wyśmiewał mnie za bajania o NATO. Twierdził, że to w ogóle niemożliwe [...]. [Proponował] równy dystans wobec Wschodu i Zachodu. Patrzyłem na niego przerażony. [...] Dwa miesiące później po spotkaniu z Onyszkiewiczem rozmawiałem na ten sam temat z Geremkiem i profesor w sposób dużo bardziej dyplomatyczny też jednak uważał mój i Jarka postulat za nierealny. W kręgach wojskowych było podobnie: Kiedy mówiłem o tym na spotkaniach z kadrą dowódczą, odpowiedzią było milczenie. Dla tych ludzi był to olbrzymi szok. To jeszcze kilka miesięcy wcześniej była armia Układu Warszawskiego. To był ogrom pracy.
Proatlantycka postawa ministra stanu ds. bezpieczeństwa narodowego stała się szybko jedną z najważniejszych przyczyn konfliktu z prezydentem. Lech Wałęsa nie był przekonany do potrzeby integracji Polski ze strukturami politycznymi i wojskowymi Zachodu. Wspominał w tym czasie o możliwości zachowania trwałej neutralności lub snuł publicznie wizje niejasnych rozwiązań strategicznych w rodzaju NATO-bis i EWG-bis. Wynikało to z kilku przyczyn, a fakt, iż idea obecności Polski w NATO nie była zbyt popularna wśród okrągłostołowych elit politycznych, wydaje się jedną z kluczowych. Ale w przypadku Wałęsy chodziło zapewne również o strach przed ujawnieniem kompromitującej przeszłości (sprawy TW ps. „Bolek”) oraz związek, a nawet pewien rodzaj lojalności z ludźmi dawnego reżimu, dla których sojusz ze Stanami Zjednoczonymi był ze względów biograficznych i ideowych zwyczajnie nie do zaakceptowania. Łącznikiem pomiędzy prezydentem a tymi środowiskami był Wachowski, którego rola i powiązania do dzisiaj nie zostały do końca wyjaśnione ani tym bardziej opisane.
Konflikt z prezydentem Wałęsą i jego najbliższym zapleczem (Andrzej Drzycimski, Mieczysław Wachowski, ks. Franciszek Cybula) narastał od maja 1991 r. Ponadto Lech i Jarosław Kaczyńscy podejrzewali, że to Wachowski był jednym z inspiratorów niezdecydowanej postawy prezydenta Wałęsy w sprawie polskich aspiracji do NATO. Przykładowo to właśnie Wachowski miał odpowiadać za usunięcie w sierpniu 1991 r. z prezydenckiego wystąpienia fragmentu o członkostwie Polski w NATO i potrzebie przyspieszenia procesu wycofywania wojsk sowieckich znad Wisły podczas wizyty Wałęsy w brukselskiej siedzibie Sojuszu Północnoatlantyckiego:
Na początku były dwa warianty przemówienia — A i B. Jeden powstawał w MSZ, drugi wzbogacony był we fragmenty wprowadzone przez Kancelarię Prezydenta. Odbyłem z min. Skubiszewskim dwa spotkania, w toku których ustaliliśmy ostateczną kompromisową wersję, którą otrzymał Wałęsa i którą MSZ przekazało za NATO — wspominał Lech Kaczyński. — Już w Brukseli dowiedziałem się, że w polskiej delegacji panuje zamieszanie, bo jest wersja A i B. Tłumaczyłem, że jest tylko jedna, uzgodniona z MSZ [...]. W rezydencji oficjalnych gości rządu belgijskiego Wachowski przeczytał wersję A i powiedział: „Nie będzie takiej antyrosyjskiej prowokacji”. [...] Wałęsa wygłosił przemówienie — okazało się, że skrócone.
Konflikt z Wałęsą i jego otoczeniem, któremu wyraźnie przewodził Wachowski, sprawił, że Lech Kaczyński (i całe BBN) był coraz częściej marginalizowany: Praca w Kancelarii Prezydenta okazała się dla Lecha Kaczyńskiego czasem ostatecznej „utraty politycznych złudzeń” co do Wałęsy.

Źródło: Woodrow Wilson

poniedziałek, 6 maja 2013

Czy PiS odczarowany?



Jeden z portali pyta: PiS odczarowany? Piszący ma na myśli, czy partia Jarosława Kaczyńskiego może rządzić i nie spotka się to ze szczególnym oporem Polaków. Asumpt takiemu zapytaniu daje wiele znaków, na które powołuje się autor artykułu. Główny - to wypowiedź Piotra Guziała, burmistrza stołecznego Ursynowa. Jest nową nadzieją lewicy - ponoć wielce utalentowany polityk - mówi dla nowego portalu  "Polityka Warszawska", iż u niego na Ursynowie - dzielnica, która jest miastem średniej wielkości - "PiS jest oswojony, ludzki, wrażliwy społecznie". Jego zdaniem przeciwnicy polityczni są przekonani, że każdy z PiS-u to "radiomaryjny moherowiec". – A przecież to nieprawda – mówi Guział.  To dziś ogromny obywatelski ruch, który tworzą miliony Polaków. – Wśród tych milionów są i wariaci, ale są też bardzo porządni ludzie, są źli i dobrzy, jest cały przekrój społeczeństwa – ocenia polityk.

Dodam, Guział uciekł ze skostniałego SLD i stworzył Warszawską Wspólnotę Samorządową. Jeszcze jedno zdanie burmistrza Ursynowa:  – Jeżeli miałbym oceniać PiS przez pryzmat tych ludzi, z którymi przyszło mi pracować, to powiedziałbym, że to jest bardzo porządna partia. W wymiarze ursynowskim powiedziałbym nawet, że jest bardziej porządna niż Platforma Obywatelska.

Powyższe słowa mogą niepokoić. Przeczytajmy jeszcze niektóre zdania z wywiadu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego udzielonego dla najnowszego numeru "Sieci". Kaczyński mówi o przedwczesnych wyborach:  – Zapewne dziś byśmy takie wybory wygrali, ale mamy jeszcze zbyt małą większość, by przejąć władzę. Sama satysfakcja z takiego zwycięstwa mnie nie interesuje. Musimy nie tylko wygrać, lecz przede wszystkim zdobyć większość pozwalającą samodzielnie sformować rząd. Bez tego nic w Polsce się nie zmieni.

Na razie to dla PiS marzenia. Ale czy po zasięgiem? W najnowszym sondażu Homo Homini dla "Rzeczpospolitej" PiS wyprzedza PO, co ostatnio coraz częściej się zdarza.
Z kolei w najnowszym "Uważam Rze" - remis. Partię rządzącą w wyborach do PE poparłoby bowiem 25, a PiS 24,7 proc. wyborców. Romanowi Giertychowi można zarzucić wiele, a na pewno nie brak rozumu, w niedzielnych "Faktach po faktach" uprzedza:  jeśli premier Donald Tusk nadal "będzie ciamciaramcią" to wkrótce "rządy będą należeć do PiS".

Cholernie bystry politolog  prof. Andrzej Rychard twierdzi, że głosowanie na PO nie jest już powodem do dumy: – Dziś coraz większym obciachem staje się głosowanie na Platformę. Nie twierdzę, że ci wyborcy przejdą do PiS, ale wystarczy, że oni w ogóle nie pójdą do wyborów, wtedy lojalni wyborcy Jarosława Kaczyńskiego staną się siłą jeszcze bardziej istotną.

Jest się czego bać? Jest. Na razie są to jaskółki zapowiadające dobrą pogodę dla PiS. Pamiętajmy o Rybniku, gdzie rzucone zostały wszystkie siły PiS, a PO popisała się w nich wyborczym lenistwem. Bolesław Piecha wygrał, jak chciał. Liczą się efekty, które stają się faktami, a tych złych coraz więcej dla Platformy pojawia się na horyzoncie.

Donald Tusk wychodził z nie takich opresji. Przyjdzie jednak moment, że nie wyjdzie. Tak zostanie jak jest, a zmęczenie elektoratu zaowocuje obsuwaniem się PO w sondażach, a potem przy urnie wyborczej. PiS nigdy nie zdobędzie większości, aby samodzielnie rządzić. Jest jednak jeden podmiot, z którym może wejść z koalicję - PSL

Tusk musi dużo zmienić. Bardzo dużo, aby zadowolić Polaków i w rezultacie dalej rządzić - on, bądź ktokolwiek inny z PO. Musi się zmienić polityka personalna w tej partii, emancypować nowe młode pokolenie polityków, powinno być zdecydowanie silniejsze lewe skrzydło partii, bo tylko ta strona  jest zdolna do modernizowania kraju. Przede wszystkim do wywiązywania się z obiecanych projektów, które muszą mieć moc prawną, a nie byle prowizorką: in vitro, związki partnerskie. To w sferze obyczajów, a w gospodarce poluzować normy prawne, postawić na przedsiębiorczość. Dać impet poprzez ułatwienia fiskalne, a także porękę kredytową.

Czy Tusk po tylu latach rządzenia jest w stanie wydobyć z siebie tyle energii, aby zainicjować w kraju tak potrzebny ferment gospodarczy i obyczajowy. Ostatnie dwa lata to drobienie w jednym miejscu, chodzenie w koło Wojtek i ciągłe wpadki jakiegoś ministra, bądź samego premiera.

Bo sprawdzi się przepowiednia burmistrza Ursynowa i coraz większej rzeszy komentatorów, którzy nie chodzą na żadnym pasku partyjnym. Nic nie jest wiecznie dane, bo zawsze znajdą się tacy, którzy chcą odbierać. Może się stać tak, jak na poniższym obrazku:
Źródło: ja-polityk.blog.pl

czwartek, 28 marca 2013

Kaczyński jak zmokły kapiszon



Wielkimi krokami zbliża się 3. rocznica katastrofy smoleńskiej. Nie wiadomo, jak wyjdzie. Organizacyjnie wiadomo, że będzie to sukces. Pytaniem jest, czy dopisze publika. Bo 50 tys., czy 100 tys. to mało. Tyle to pomieści byle plac.

Potrzebna jest mobilizacja, a do niej świeża retoryka. Przejadło się gawiedzi: wina Tuska i niedosiężnego dla polskiej polityki, Putina.

Przecież Tusk sam nie majstrował przy śrubkach i nitach tupolewa, ani nie naciskał guzika, by spowodować wybuchy na pokładzie samolotu. Nikt też nie widział go pod Smoleńskiem ze stingerem na ramieniu. Musiał mieć pomagierów.

Jarosław Kaczyński zaczął rozszerzać listę winnych katastrofy smoleńskiej w ramach nowej strategii smoleńskiej. Wszak to jedyny sukces prezesa PiS w polityce wewnętrznej. Smoleńsk. Prezes jest postrzegany, jako najgorszy polityk, PiS wlecze się za PO, jak kadzidło inaczej. Nie wypaliły Alternatywy i kandydat na parapremiera rządu technicznego. Wszystko prezesowi spala się na panewce.

Tylko ten Smoleńsk wychodzi, bo coraz więcej rodaków sekowanych teoriami spiskowymi zaczyna wątpić w ekspertów. Ekspert ma wiedzę, a taki Macierewicz ambicje polityka popkulturowego. W tym czasie też zorganizowano bojówki w ramach Klubów Gazety Polskiej, Klubu Ronina i Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Ta gwardia, jak żelazna pięść kiedyś wszak musi uderzyć.

Potrzebna jest nowa strategia smoleńska, która przekonałaby, że Republika Smoleńska to nie fiu-bździu prezesa. Poznajemy właśnie zręby tej "myśli politycznej" i jej praktycznego zastosowania.

Przetarcie było przed posiedzeniem komisji zagranicznej, gdy opiniowano kandydaturę Tomasza Arabskiego na ambasadora RP w Madrycie. Wyszło, jak wyszło. Następnym delikwentem do obróbki w ogniu smoleńskim okazuje się Radosław Sikorski.

Wyraźnie prezes to powiedział w wywiadzie dla Niezalezna.pl. Powiedział i pogroził, bo jak odczytywać zdania: "Trzeba zadać pytanie o to, czyim on (Sikorski) w gruncie rzeczy jest ministrem (...). Sądzę, że przyjdzie taki czas, kiedy będziemy mu to pytanie bardzo konkretnie stawiać".

Nie dziwię się Sikorskiemu, że przebiera nogami. Minister uważa się za szefa resortu dyplomacji polskiego rządu. Kaczyński jednak uważa, że jest inaczej. Jakiego rządu i państwa jest ministrem Sikorski?

To pytanie mogłoby być obstawiane u bookmacherów. Prezes PiS Polskę postrzega jako kondominium niemiecko-rosyjskie. Na dwoje babka wróżyła, Sikorski może być nawet Niemcem (ministrem niemieckim), pochodzi z Bydgoszczy, gdzie aktywna była V kolumna. Może być Rosjaninem, wszak był korespondentem wojennym w Afganistanie i tam Rosjanie mogli go przerobić. Tam także miejscowi partyzanci dostali do strącania sowieckich samolotów właśnie te stingery.

Może tym tropem biegnie myśl Kaczyńskiego, jak na Sherlocka Holmesa przystało, więcej po śladach dostrzega, niż my, szaraczkowie.

Sikorski też czuje się nieswojo, bo nie wie, czy prezes trafił, czy tak sobie ku uciesze pospólstwa insynuuje. Minister dyplomacji via media przedstawił Kaczyńskiemu propozycję: - Prosiłbym pana prezesa Kaczyńskiego, żeby zaprzestał tchórzliwych insynuacji, tylko jak mężczyzna powiedział: "tak-tak, nie-nie", a ja wtedy obiecuję, że dam mu szansę udowodnienia swoich zniesławień w sądzie.

Wiele w tej kwestii, jak i ramach strategii smoleńskiej, będzie podane 10. kwietnia. Zapowiada się huczny festyn żałobny z wieloma atrakcjami, o których my, szaraczkowie nie mamy pojęcia.

Mam nadzieję, że znowu nie spali prezes na panewce, jak zmokły kapiszon.

poniedziałek, 25 marca 2013

Kler powinien opuścić Jasną Górę, zawłaszczają polskie pamiątki i uwłaczają rozumowi



Abp Wacław Depo to typowy przedstawiciel kleru, który reprezentuje zapaść Kościoła. Ta instytucją za pomocą takich hierarchów zapadła się do piekła intelektualnego i duchowego. Dla Depo nie ma ratunku, w piekle na zawsze zostanie. Jest jakaś nadzieja, że można uratować wiernych, gdy papież Franciszek będzie uprzątał tę stajnie Augiasza z kłamstw, pazerności, itd. z 7. grzechów głównych.

Podczas 33. pielgrzymki obrońców życia Depo chrzanił na Jasnej Górze: - Nasiliła się walka różnych środowisk z małżeństwem, rodziną, z pozytywnymi wartościami moralnymi i Kościołem katolickim. To, co kilka lat temu było niewyobrażalne, dzisiaj próbują realizować skrajnie lewicowe ośrodki i liberalne siły.

Świat się zmienia, a takie postaci jak Depo nie. Łazi w śmiesznych średniowiecznych strojach, które są bardzo drogie, wyrażają wyższość bufona nad skromnymi ubiorami współczesnych wiernych. Kościół zatrzymał się wieki temu jeszcze przed Kopernikiem. Nie przyjmują zakute łby kapłanów do wiadomości osiągnięć nauki, bo skamielinie jak Depo w zakutym łbie się nie mieści.

Prostym ludziom należy współczuć, gdy są mamieni i manipulowani przez takich cwaniaków, jak abp Depo, który z życia publicznego powinien być wygnany w niesławie i na zawsze zamknięty w watykańskich katakumbach, niech tam żyje w brudzie moralnym i nieuczciwości duchowej, jakie tutaj w kraju wytwarza.

A swoją drogą kler powinien oddać Jasną Górą, bo to jest pamiątka historyczna Polaków i na terenie naszego kraju. Panoszą się tam, nie wytwarzając żadnych dóbr, jedynie serwując nędzę swego umysłu i pogardę dla człowieka.


Z blogu: Elf Walm

Palikot popiera hipokryzję prawa




Co popiera Janusz Palikot, zdaje się nie wiedzieć on sam. Zmęczony bywaniem w mediach, nie panuje nad słowami, wymykają mu się w toku peror, polityk popadł w chorobę zawodową: logoreę, słowotok.

I tak się stało w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i", w którym zauważył, że inicjacja seksualna 13-latków jest jednym z przykładów hipokryzji polskiego prawa. Palikot powiązał seks z prawem. Dorzucił jeszcze etykę, moralność (hipokryzja).

Miał do tego prawo, nie takie wiązania przeprowadzali politycy. Przynajmniej publicyści mają o czym pisać. I piszą. Oraz odzywają się politycy, bo to łatwe do słania gromów na Palikota.

Chyba, że Palikot popiera hipokryzję prawa, to wówczas sprawa się komplikuje, ale nie trzeba tokować u Olejnik o seksie 13-latków. Powiedzieć wprost: jestem za hipokryzją prawa, a przeciw pedofilii.

Żaden polityk w kraju tego nie mówi, że się podoba mu hipokryzja prawa, nawet tak odmienne osoby, jak Tomasz Terlikowski i Joanna Senyszyn, które zakrzyknęły w jednym chórze: to pedofilia, co proponuje Palikot.

A Palikot wszak tego nie powiedział, tylko stwierdził o hipokryzji prawa w kwestii inicjacji seksualnej 13-latków. Z tego jego akolita Andrzej Rozenek wyciągnął wniosek, że hipokryzja prawa nadaje się do zastosowania wobec tak odmiennych postaci, jak Terlikowski i Senyszyn i postawił ich plus kilka innych osób, przed hipokryzją prawa.

Terlikowski i Senyszyn mogli te hipokryzję prawa powiązać z hipokryzją ordynacji wyborczej dla 16-latków, którą wszak nie można nazwać pedofilią wyborczą (aż takich kreatywnych umysłów narracji nie posiadają), ale można zaliczyć do poszerzenia pola walki. W Polsce ten termin politologiczny jeszcze nie jest zbyt rozpowszechniony, ale na świecie używany.

W tym aspekcie można odczytać, że Palikot szykuje sobie elektorat, który nie może być jeszcze używany, gdyż to zalatuje przestępstwem.

Tymczasem Palikot popiera hipokryzję prawa.